Wszyscy napotkani ludzie giną z zimna, lecz nasz bohater przemierza pół świata w poszukiwaniu syna i nie ma nawet odmrożenia.. ehh... a synek oczywiście bezpiecznie czeka na ojca w bibliotece, nie mówiąc o tym, że przemieszczał się po zlodowaciałym statku jakby chodził po drabince a nie lodzie ... w sumie jeszcze bym to przełknęła, w końcu to tylko fikcja, lecz te happy endy też mnie już denerwują. Nie ważne co się na świecie dzieje, rodzina musi się odnaleźc chocby nie wiem co...... Przyjemnie byłoby obejrzec w końcu film katastroficzny, który byłby bardziej realny...
Oczywiście nie zapominajmy , że amerykanie przewidzieli skutki , zmiany , katastrofę i na koniec uratowali świat ,
do tego rozpieszczony bogaty synek któremu nawet jego rywal podbijający do dziewczyny się kłania w pas i
grzecznie sugeruje by " wyznał jej swoje uczucia " buheheheh , chłopak , któremu nic się nie chce , nawet odebrać telefonu
bo przecież mama - lekarz odbierze
To prawda, że są typowe takie "idiotyzmy" i celowe słodkie zakończenia. Ale podobał mi się, bo miejscami był naprawdę dobry.
"Ale podobał mi się, bo miejscami był naprawdę dobry."
Więc dlaczego dałeś ocenę rewelacyjną, skoro miejscami był tylko dobry to powinieneś dać ocenę niezłą. Ja mimo wad jakie oczywiście film posiada ogólnie uznałem go za dobry i taką też wystawiłem ocenę.
Dajmy spokoj, kolege centralnie urzeklo proste przeslanie i typowa beznadziejna walka o przetrwanie zwienczona naiwnym happy endem, tak jak i mnie :] prawdopodobnie przymknal oko na logike idal sie poniesc nieprawdopodobnej historii, co sie nie wszystkim udalo.. Tyle.
Mnie najbardziej rozwaliła heroiczna podróż głównego bohatera, w celu ocalenia syna, tylko że:
1) I tak dotarł za późno.
2) Syn sobie bez niego doskonale poradził.
I na dodatek ta podróż ojca do syna była kompletnie zbędna. Dotarł i co? Żeby go uściskać? Skoro wiedział, gdzie syn przebywa to mogli wysłać helikopter, a nie wezwać go dopiero stamtąd.